Informacje

Szyszkarz, zbieracz, drzewołaz kim jest? Dla zwykłego śmiertelnika nazwy te nie wiele co mówią. I nie ma się dziwić, bo nie można prawie znaleźć informacji o tej profesji.

Zajmuje się nią niewielka ilość osób, raptem 500-900 osób. Z tej grupy można wyszczególnić jeszcze około 100, czyli  tych którzy traktują ten zawód profesjonalnie,a nie jako dorywcze zajęcie lub ciekawą przygodę w lesie.

Zbieracze rozsiani są po terenie całej Polski. Największe ich skupiska znajdują się na południu kraju oraz  w stolicy ale także Wielkopolsce, na Ziemi Lubuskiej i na Mazurach. Z kolei prawie w ogóle  nie zajmują się tym fachem na wybrzeżu, choć działa tam kilka prężnych firm wysokościowych.

Szyszkarze wywodzą się z różnych środowisk. Najliczniejsza grupa ma  korzenie alpinistyczne, są to ci których wciągnęli do lasu koledzy z górskich wypraw, klubu wysokogórskiego lub speleo. Niektórzy zaczynali od prac wysokościowych i z czasem z kominów i masztów zimą przenosili się na drzewa. Aby zostać szyszkarzem nie są wymagane studia wyższe, jednak większość alpinistów przemysłowych lub leśnych studiowała lub jeszcze się uczy albo jest  związana z tym środowiskiem. Są wśród nich leśnicy, meteorolodzy, fizycy, kulturoznawcy, muzycy, inżynierowie, ekonomiści historycy, teolodzy itd. W dalszej części warto bliżej przyjrzeć się tym postaciom, aby lepiej zrozumieć specyfikę tego zawodu.

Pewna część zbieraczy należy do pracowników Lasów Państwowych szkolonych w Leśnym Banku Genów w Kostrzycy. Związani są oni przeważnie tylko  ze swoimi nadleśnictwami i prace przy zbiorze szyszek wykonują w ramach swoich służbowych obowiązków.

Sporadycznie szyszkarstwem trudnią się robotnicy leśni, wykonujący tę profesje z dziada pradziada, choć nie moją oni jednak wiele wspólnego z technikami alpinistycznymi, a drzewa zdobywają tradycyjnymi metodami z dużą doza fantazji.

A może szyszkarze to faktycznie brakujące ogniwo w ewolucji? W końcu spędzają sporo czasu na drzewach, niekiedy schodzą na ziemię aby się dobrze wyspać i najeść. Co więcej potrafią również tak jak nasi przodkowie poruszać się w miarę sprawnie w koronach drzew i przechadzać górą z drzewa na drzewo. Może nie są to efektowne skoki jak u lemurów, ale  mozolne przepinanie się za pomocą lin.

Powstaje pytanie gdzie zatem można spotkać tych leśnych ludzi?

Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe zadanie. Jak już wiadomo  jest ich niewielu i do tego są mało widoczni.  Szyszkarze gdy są w pracy rzeczywiście nie rzucają się w oczy.

Przebywając w koronach drzew znajdują się ponad 20 a niekiedy i 50 metrów nad poziomem ziemi.  Zazwyczaj są to sosny więc gałęzie przysłaniają zbieracza. Poza tym zachowują się niezbyt głośno a ich obecność w lesie zdradza  niekiedy trzask łamanych gałęzi i huk spadających worków z szyszkami. Sporadycznie nawiązują ze sobą kontakt głosowy, aby określić swoje położenie względem innych. Dowodem na obecność  jakiejś bliżej nie zidentyfikowanej grypy osób jest samochód na obcych rejestracjach stojący w środku lasu.

Duże  zainteresowanie miejscowych wzbudzają obce  samochody jeżdżące zimą po lesie. Niejednokrotnie padały pytania  o to co robimy w lesie o tej porze roku wraz z ciekawskim zaglądaniem do worków z urobkiem.

W okresie PRL-u szyszkarze byli traktowani jako pracownicy sezonowi i byli dowożeni przez nadleśnictwo na miejsce zbioru, teraz usługi te kompleksowo wykonują firmy wysokościowe i jeżeli nie posiadają własnego transportu  muszą dostać się na drzewostan na pieszo.

Szyszkarze przebywają na powierzchniach w nielicznych grupach liczących od dwóch do sześciu osób.  Nadleśnictwo obsługuje jedna ekipa, ale w przypadku dużych zleceń grupy łączą się aby wspólnymi siłami szybciej wykonać plan. Takie szyszkarskie  „spędy” zdarzają się jednak coraz rzadziej a wspólne zbieranie szyszek jest praktykowane w celu integrowania środowiska. Takie spotkania owocują wspólną strategią wobec nadleśnictw oraz innym konkurencyjnym ekipom. Jest to tak istotne dlatego, że znaczących firm, które zajmują się w/w usługami jest Polsce co najwyżej 20,  nie powinny mieć więc problemu z porozumieniem się.   Wiele grup zbieraczy połączyło się więc tworząc nieformalne korporacje.

Niestety również tak niewielkie środowisko dotknęła pod koniec lat dziewięćdziesiątych plaga chorej konkurencji rozumianej jako zaniżanie stawek za wszelką cenę w celu zdobycia zlecenia.  Zjawisko to powodowało permanentne obniżenie płac  za nasze usługi w skali całego kraju nie przyczyniając się zazwyczaj do zdobywania „nowych nadleśnictw”  przez nieuczciwe firmy. Wszyscy zdają sobie sprawę, iż musimy funkcjonować w realiach gospodarki rynkowej, jednak powinny nas obowiązywać pewne zasady.   Na szczęście  problem ten w ostatnim czasie przestaje być aż tak odczuwalny. Ma na to wpływ głównie zwiększenie nakładów finansowych na hodowlę i nasiennictwo w Lasach Państwowych co przekłada się na zapotrzebowanie na usługi związane ze zbiorem szyszek.

                 Opracował: Jakub Pruchniewicz